Na
początku był strach, panika, niewiadoma, z dnia na dzień świat jakby
stanął w miejscu i nasza codzienność również, dotknęły nas ograniczenia i
rozporządzenia wydawane z góry na które nie mieliśmy żadnego wpływu,
tak zwyczajnie odebrano nam nasze prawa, prawo do spotkań z
najbliższymi, prawo do wychodzenia na spacery, do poruszania się po
mieście, dosięgły nas zakazy, ale także nakazy z którymi przyszło nam
się zmierzyć.
Było ciężko i jak widać w obecnej chwili nic nie zmierza ku temu, by coś
miało się zmienić. W czasie pandemii mam wrażenie, że książki się wręcz
rozmnażają konkurując ze sobą, „Nadzwyczajni” to jednak moje pierwsze
spotkanie z treścią bezpośrednio dotyczącą walki z COVID -19. Jak
wyszło?
Marcin Wyrwała i Magdalena Żmudka stworzyli reportaż „ z pierwszej
linii frontu” w walce z koronawirusem, poznajemy bohaterów, którzy w
zasadzie od samego początku czyli u nas od marca zostali rzuceni na
głęboką wodę, kiedy wiedzę o Covid stanowiła wielka niewiadoma, gdy
nagle okazało się, że brakuje podstawowych środków bezpieczeństwa dla
tych, którzy mają nas ratować oraz, że Rząd zwyczajnie nie radzi sobie z
nadzwyczajną sytuacją, która zapanowała. Nasza służba zdrowia zawsze
borykała się z niedostatkami, z brakami w personelu, niejednokrotnie
miałam okazję przekonać się na własnej skórze, że spore grono zarówno
pielęgniarek jak i lekarzy potrafią być zwykłymi chamami nieczułymi na
ludzki ból i cierpienie.
W książce poznajemy osoby, które bardzo profesjonalnie podchodzą a
przynajmniej próbują podejść do tematu w którego centrum się znaleźli,
ale od początku często zdarza się, że Ich checi, pomysły, podejście są
bardzo skutecznie „gaszone” przez górę, co wtedy robić ? poddać się ?
nie, nie tego byli uczeni rozpoczynając pracę mającą na celu ratowanie
ludzkich żyć.
Co wnosi dla mnie książka „Nadzwyczajni „ ? na pewno czytałam ją z dużym
już dystansem, dlaczego? Ponieważ wiele emocji opadło, cieszę się
ogromnie, że przeczytałam ją dopiero teraz, poza tym, że emocje opadły,
strach pozostał ale przyznaję, że już nieco inny, nie mam już problemu z
paniką, którą odczuwałam na samym początku, dziś wielu sceptyków śmieje
się z tematu koronawirusa, owszem przyznaję, że ja chwilami również,
ale gdzieś tam z tyłu głowy nadal mam maleńką lampkę, ale tylko dlatego,
że obawiam się zarażenia z jednego powodu – mierzę się ze swoją własną
chorobą, która nie pomogłaby mi gdybym złapała koronę. Czytając
szczegóły zawarte w książce może i nie dowiemy się więcej niż już wiemy,
książka nie jest również napisana w jakiś szczególny sposób, złapałam
też błąd z pomyłką imion bohaterek. Każdy z nas wierzy w wirusa inaczej,
oby nigdy nie przyszło nam się z nim zmierzyć, bez względu na to, w co
kto z nas wierzy czy nie wierzy....
Czy warto ? może i warto, bo to część naszej obecnej codzienności
,która brutalnie nas zatrzymała i ograniczyła ale nie spodziewajcie się
więcej niż już wiemy z mediów.